Today, without a plan, I left the house for a walk.
Sometimes you have to – without a destination, without a map, without an app that counts your steps. Just walk.
The city, even though I know it inside and out, surprised me with its peace today.
Maybe it was a matter of time, maybe I looked at it differently today.
I walked along familiar streets, but I noticed details that had previously eluded me.
A ruined wall by an old tenement house, someone had covered it with colorful graffiti – not scribbles, but something with an idea, as if the mural wanted to tell a story.
An old lady was sitting on a bench by the park with a thermos.
She noticed me watching, smiled and nodded.
I returned the gesture – such a small human contact that can lift your spirits.
I entered a street I hadn’t visited for a long time.
There used to be a vinyl store there, now there is a café. Miles Davis was playing from the speakers, and through the window you could see a boy absorbed in his laptop, with a cup of coffee bigger than his head.
I wondered what my days would look like if I worked in such a place. I would probably smell more of coffee than stress.
The city center was crowded, of course - duties, meetings, courses and shopping.
But even in this city hustle and bustle you can see something beautiful. The boy was jumping next to his father,
A couple of teenagers were holding hands and looked as if the world was ending and beginning for them at the same time.
And me? I just kept walking. I felt myself slowly detaching myself from the thoughts that had been sitting in my head since morning.
I returned home with a cool nose and a warm heart. Such a walk is a bit like a system reset.
It won't change the world, it won't solve any problems, but sometimes a bit of pavement, a few glances, and fresh air are enough to remind yourself that in all this rush it's worth stopping.
Even if it's just for a moment. Even if it's for nothing.
Polski:
Dziś, zupełnie bez planu, wyszedłem z domu na spacer.
Czasem trzeba – bez celu, bez mapy, bez aplikacji mierzącej kroki. Po prostu iść.
Miasto, mimo że znam je na wylot, zaskoczyło mnie dziś spokojem.
Może to kwestia godziny, może ja dziś patrzyłem inaczej.
Szedłem znajomymi ulicami, ale dostrzegałem szczegóły, które wcześniej umykały.
Zniszczony mur przy starej kamienicy, ktoś pokrył go kolorowym graffiti – nie bazgrołami, a czymś z pomysłem, jakby mural chciał opowiedzieć historię.
Na ławce przy parku siedziała starsza pani z termosem.
Zauważyła, że się przyglądam, uśmiechnęła się i skinęła głową.
Odwzajemniłem gest – taki mały ludzki kontakt, który potrafi podnieść na duchu.
Wszedłem w uliczkę, której dawno nie odwiedzałem.
Kiedyś był tam sklep z winylami, teraz działa tam kawiarnia. Z głośników leciał Miles Davis, a przez szybę widać było chłopaka zatopionego w laptopie, z kubkiem kawy większym niż jego głowa.
Zastanowiłem się, jak wyglądałyby moje dni, gdybym pracował w takim miejscu. Pewnie bardziej pachniałbym kawą niż stresem.
W centrum było tłoczniej, wiadomo – obowiązki, spotkania, kursy i zakupy.
Ale nawet w tym miejskim zgiełku można dostrzec coś pięknego. Chłopiec podskakiwał obok ojca, opowiadając coś z ekscytacją.
Para nastolatków trzymała się za ręce i wyglądała, jakby świat się właśnie dla nich kończył i zaczynał jednocześnie.
A ja? Po prostu szedłem dalej. Czułem, jak powoli odklejam się od myśli, które siedziały mi w głowie od rana.
Wróciłem do domu z chłodnym nosem i ciepłym sercem. Taki spacer to trochę jak reset systemu.
Nie zmieni świata, nie rozwiąże problemów, ale czasem wystarczy kawałek chodnika, kilka spojrzeń i świeże powietrze, żeby przypomnieć sobie, że w tym całym pośpiechu warto się zatrzymać.
Choćby na chwilę. Choćby po nic.
This report was published via Actifit app (Android | iOS). Check out the original version here on actifit.io